Spędzając trochę czasu biegowo na leśnych duktach krew mnie zalewa, gdy widzę porzucone plastikowe butelki. Gdyby to jeszcze tylko butelki… Ileż samozaparcia trzeba, żeby wywieźć w środek lasu plastikowe części auta, albo wywalić w lesie worek ze śmieciami. Taki widok uruchamia we mnie instynkty rodem z Rambo IV.
A że biegam i czerpię z tego lasu, postanowiłem kiedyś jakoś mu się odwdzięczyć. Nie mam sposobu złapać takiego (przez wzgląd na dzieci nie użyję słów, które powinny paść), dlatego wymyśliłem coś innego.
Taka akcja. Z liścia. No nie przywalić, a wziąć.
Od jakiegoś czasu wracając z lasu zawsze zabieram z niego takie dwie plastikowe butelki. Schylam się, podnoszę i biegnę do domu. Wiem, mógłbym zabrać worek, sprzątać itd. Ale nie w tym rzecz. Te dwie butelki (po jednej na rękę) nie zakłócą mi zbytnio treningu, a jeśli tych treningów w roku będzie 200, a jeśli kilku biegających po lesie zrobi to samo… Może też kiedyś taki (piiiii) zauważy i przemyśli…
Z liścia, znaczy zabrać te plastiki z liścia, żeby ten liść/las pooddychał. I poczuć jakby takiemu co wywalił te plastiki w lesie z liścia odpłacić. Ulga.
Zapraszam. Dziękuję. W imieniu swoim. I lasu.
https://www.facebook.com/events/823280157822095/
Tutaj jest event (jakby komuś się spodobało)